Łączna liczba wyświetleń

niedziela, 14 lipca 2013

Urlop czas zacząć ... czyli zakasamy rękawy :-)

... tak mam ochotę powiedzieć, bo od jutra mam urlop, teoretycznie wypoczynkowy :-)
a prawda jest taka, że , jak pewnie wiele z Was, mam już zaplanowaną robotę nawet na 2 urlopy. Ale żeby nie było aż tak dramatycznie, to przez tydzień robię a na tydzień jedziemy na Mazury ... w moje ukochane okolice Rucianego Nidy, gdzie spędzałam wakacje przez kilkanaście lat ... aż poznałam mojego męża a on boi się komarów ;-)

na zdjęciu mój bukiet koprowo-kolendrowy :-)

Wpadłam w tym sezonie w ciąg produkowania przetworów na zimę tudzież przerabiania owoców , i warzyw za chwilę, sezonowych na pokarm dla ciała i ducha, bo patrzenie na te dary natury sprawia mi ogromną przyjemność.
Czasem mam wrażenie, że moje zmysły wyostrzają się sezonowo, bywa, że bardzo mocno czuję zapachy a woń która do mnie dociera pobudza obrazy, wspomnienia, dziwnie mnie nastraja. Wystarczy, że zamknę oczy a widzę jak moja babcia nalewa zupę z wiśni. Innym razem dźwięki są wyzwalaczem pozytywnych doznań. Cykanie świerszcza, rechot żaby czy pianie koguta ujmuje mi "kilka" :-) lat i przenosi na drogę powrotną z imprezy :-) i myślę sobie "kurcze, jak kiedyś wszędzie było blisko ... i na piechotę :-)"
Teraz mam fazę wzrokową :-) - patrzę na te kolory, kształty, na dojrzewanie, przejrzewanie i mam ochotę to złapać, zamknąć i zatrzymać żeby, kiedy znów będzie biało, i może znów nas nieźle przysypie, móc się na chwilę przenieść ... do lata.


I co z tego, że może się nie opłaca, jak mówią niektórzy, ja chcę mieć w spiżarce (której nie mam jeszcze :-)swoje, własnoręcznie, nocnie wyprodukowane przetwory (nie za ładne to słowo, Marcysi kojarzy się z potworami :-)

Miałam już okres truskawkowy - kompociki z mojego dzieciństwa, dziedzictwo rodzinne, odtwarzałam. A na bieżąco jedliśmy chyba wszystko co się da z truskawkami.
Potem okres porzeczkowy czerwony - galaretki, na zimno tłoczone, co by witamin nie wytracić
A teraz mam okres porzeczkowy czarny - soki i nalewka, a wszystko poparte informacjami jak dużo w niej wit. C, która nie ginie nawet po ugotowaniu. A na bieżąco drożdżówka i kompot porzeczkowy


Pochwalę się też nie sezonowym wytworem-potworem a mianowicie mięsem w słoiku, które moje koleżanki, pasjonatki żeglowania, nazwały "smarowidełko mazurskie".


To mięsko w słoiku jest pyszniutkie i bardzo proste, i fajne na sezon letni, bo można je zabrać na urlop.

Przepis nieskomplikowany:

- łopatka
- podgardle
- 2 łyżki vegety
- główka czosnku

Mięso (proporcje dowolne, ja dałam 1,20 kg łopatki i 0,70 kg podgardla) kroimy w kostkę i wrzucamy do garnka; zalewamy wodą , tak żeby przykryła zwartość; dodajemy vegetę i czosnek podzielony na ząbki; gotujemy na wolnym ogniu jakieś 2 - 2,5 godz; rozdrabniamy (ja zrobiłam to blenderem) i gorące nakładamy do słoików.

Smacznego !


Na zdjęciu są też bagietki,(i ogórki, za chwilę będę przerabiać) które dziś piekłam. Są wyśmienite. Wierzcie ... cudnie delikatne.
Przepis zaczerpnęłam od którejś blogowej koleżanki, przepraszam, nie pamiętam od której, gdyby któraś z Was mi przypomniała :-)
Z góry dziękuję :-)

A to moja ostatnia zdobycz z SH

stoper do drzwi... prawda, że uroczy? i za jedyne 3 zł :-)













Na koniec podzielę się z Wami refleksją pocandową (po Candy) Zauważyłam, już po raz drugi, że są osoby, które zostają obserwatorami na czas trwania candy a po losowaniu się wypisują, że tak powiem. Mówiąc najprościej to głupie i nieuczciwe. Trochę wkurza mnie taka interesowność ... ale cóż i tacy się trafiają w tej przestrzeni.


Dziękuję za wszystkie miłe słowa pod ostatnim postem :-) naprawdę potrafią dodać skrzydeł, tzn. Wy to potraficie Drogie Koleżanki :-)

Uściski! i udanych urlopów!

Iwona

czwartek, 4 lipca 2013

z wiatrem i pod wiatr

I znowu dość długo mnie nie było. Ale im bardziej się zastanawiam co napisać i im bardziej się wysilam na coś ambitnego , tym bardziej czas mi ucieka i ranek coraz bliżej :-)
Nie będzie więc ambitnie, będzie jak zawsze, moje refleksje przed , po i w trakcie jakiejś pracy, trochę zdjęć z moich miejsc i to co jednak udało mi się "wystrugać" :-) nocną porą.


Lubię wiatr ... szczególnie kiedy jest moim sprzymierzeńcem ... kiedy chłodzi, kołysze, delikatnie porusza wieczorem firanką, szumi zbożem na polu obok, suszy pranie, unosi piórko,roznosi woń kwiatów lipy i maciejki pod oknem, porusza drewniane dzwonki na trasie ... gdybym tak mogła zamknąć to na zdjęciu :-)


Kiedy myślałam o wietrze, jakoś dziwnym trafem myślałam o zmianach, jakby jak w piosence, wiatr zawsze niósł w sobie zmianę. Jest w tym jakąś magia, niewiadoma, nadzieja, niepokój. To niesamowite w ilu utworach wiatr jest bohaterem ... niewidzialnym ale jakim ważnym. Lubimy zmiany, chcemy ich a jeśli jeszcze prowokuje je jakaś niewidzialna siła ... to mamy z wiatrem :-) no chyba ... co już jest trochę mniej przyjemne ... że dla sprawiedliwej równowagi wieje nam w twarz, odpycha, przewraca, rozwala i ... zdziera obrus z tarasowego stołu :-) ..... i teraz już będzie mniej refleksyjnie i filozoficznie, ale o zmianie będzie ....
Tak się zastanawiałam z czego te obciążniki do obrusa zrobić, pomysłów miałam kilka, nawet na sakiewki z piaskiem, szukałam po blogach i rozglądałam się dookoła. Noi szperając w zakładzie mojego taty znalazłam ... kute kwiatkowe elementy do ogrodzenia, podkradłam 4 szt.,braciszek mi dziury wywiercił, żabki do firanek, chwilowo wolne, doczepiłam i ...


to oczywiście tzw. stan surowy :-)
po pomalowaniu mają się tak ....


a w zastosowaniu tak ...


takie proste, a takie użyteczne ... a mówiąc górnolotnie ... okiełznałam naturę :-) i nic ... nikt? mi już obrusa ze stołu nie zdziera ;-)

a na koniec tak przeze mnie lubiany temat ptasi ... bociani


ten sympatyczny gość jest u nas codziennie wczesnym rankiem (niemalże kawę pijemy razem ;-)i późnym wieczorem, kiedy ja Marcysie do snu układam on zbiera i wynosi do gniazd co się da ... ostatnio starą tapicerkę z fotela ciągnął. Lubię to sąsiedztwo :-)
O kurkach nie piszę, bo to ostatnio smutny temat, chciałam powiększyć stadko i kupiłam młode ... były chore ... noi moje stadko znacznie zmalało :-( Piania koguta też już nie słychać :-(
Ale ... jeszcze kiedyś je powiększę :-)

Pozdrawiam bardzo ciepło wszystkich i witam serdecznie nowych blogowych znajomych!

Iwona