Łączna liczba wyświetleń

czwartek, 31 grudnia 2015

Szczęśliwego Roku







Kochani, niech ten Nadchodzący 2016 Rok
przyniesie Wam spełnienie marzeń,
dostarczy wielu powodów do uśmiechu
i otoczy życzliwymi ludźmi

A słowa piosenki Marka Grechuty niech dodadzą apetytu na każdy kolejny dzień ....





piątek, 25 grudnia 2015

Radosnych Świąt Bożego Narodzenia



Świąt takich aby budziły uśmiech,
skłaniały do refleksji,
dawały poczucie rodzinnej wspólnoty,
rozbudzały serce do dzielenia się dobrem ....
takich Świąt Bożego Narodzenia Wam życzę,
takich , przy których wspominaniu można się ogrzać ....






a za oknem ....









niedziela, 13 grudnia 2015

Ukraińskie klimaty cz. II Jaremcze




Jaremcze (do 2006r. Jaremcza, Parlament Ukrainy zmienił nazwę)malowniczo położone w sercu ukraińskich Karpat miasteczko.Jego nazwa prawdopodobnie wywodzi się od imienia, żołnierza-dezertera Jaremy, który w XVII wieku jako pierwszy się tutaj osiedlił.













Ok 9 tys. mieszkańców. Przed wojną w granicach Polski, nazywane Perłą Karpat, było jednym z najpopularniejszych zimowych kurortów, niczym nie ustępujące Zakopanemu czy Krynicy.
Obecnie również pełni funkcję centrum sportów zimowych. Podobno, jak opowiadał nam Ksiądz, u którego mieszkaliśmy, ma wiele kilometrów bardzo dobrze przygotowanych tras narciarskich o różnych stopniach trudności, ja niestety tego nie widziałam :-( ... jeszcze
Na pewno, bardzo dobrze przygotowana baza hotelowo-noclegowa, na każdą kieszeń. Tu bardzo duże ukraińskie biznesy pod postacią hoteli a także spa& wellness przeplatają się z tradycyjnymi domowymi kwaterami. Nasz 4 dniowy pobyt, w pokojach 2-3 osobowych, z łazienkami i tv, z dostępem do kuchni, a były w budynku nawet 3, żeby goście czuli się swobodnie , kosztował ok. 80 zł/os.











Spędziłam tam kilka dni, i ciągle czuję niedosyt i mam nadzieję, że na wiosnę uda mi się tam wrócić.
















Miasteczko okalają góry w przepięknej szacie o tej porze roku. Zarówno widoki jak i klimat, las sosnowo-bukowy, źródła wody mineralnej sprawiły, że jest także miejscowość uzdrowiskowa - sanatoria dla osób z problemami płuc, gruźlicą.












Zabudowa miasteczka jest willowa. Przy głównej ulicy zachowały się jeszcze przedwojenne wille. Podobno kiedyś niektóre nosiły takie nazwy jak "Morskie Oko" , "Raj" , "Warszawianka"














Mnie się całkiem podobają takie domy, sprawiają wrażenie ciepłych i rodzinnych, zamieszkałych wielopokoleniowo.
















Jedne zdobione z większym rozmachem, z dbałością o szczegóły, inne skromne, widać, że czas i brak funduszy zrobił swoje, jak wszędzie ...















Hotele, niektóre nie wyróżniające się z lokalnej zabudowy, inne bardzo europejskie (tych nie fotografowałam ;-)

















W mieście, i podczas podróży po Ukrainie, zobaczyłam bardzo dużo wielkich opuszczonych budynków, część prawdopodobnie zbudowana z przeznaczeniem hotelowym ....
Poniżej jeden w centrum Jaremczy

















W niedzielę naszego pobytu na Ukrainie odbywały się wybory, poniżej lokal wyborczy ... frekwencja jak u nas nie za duża :-)
Ale nie to przykuło moją uwagę .... samochód ślubny, na masce którego dekoracją były dwa misie, wcześniej przejeżdżał samochód z lalą ubrana w biała suknię :-) ach, przypomniało mi się dzieciństwo .....











A to domek dla ptaków. Widziała takich kilka na posesjach w Jaremcze


















W krajobrazie miasteczka niepodzielnie króluje cerkiew, tak jak i w krajobrazie całej Ukrainy. Niewątpliwie wynika to z bogatych złoceń i całej architektonicznej okazałości












Tuż za płotem był plac zabaw, przedszkolny chyba ....
















Ksiądz Kazimierz mówił nam, że koleguje się z Popami (dwóch w miasteczku), spotykają się towarzysko, rozmawiają ....
Jeden, za przykładem Księdza :-) zrobił ławki w cerkwi i znacznie podniosło to frekwencję ;-)















A to Kościół w którym gospodarzem jest Ksiądz Kazimierz. Kościół pw. Św. Franciszka w Delatynie. Zbudowany w XIX w. kiedy to Cesarz Franciszek Józef odwiedził Delatyn i jak mówią źródła, przyczynił sie do wybudowania Kościoła sypiąc dukaty w cztery kąty. W pobliżu Kościoła własnoręcznie posadził tez 4 cedry przywiezione z Wiednia. Po tym nie ma już śladu. A sam Kościół przeszedł wiele, był m.in. restauracją, sklepem :-(






















Kościół ma mało wiernych, z naszą 10-osobową grupą , było na Mszy ok 30 osób , Ksiądz odprawiał po ukraińsku i po polsku .... to była bardzo wyjątkowa Msza, dawno na takiej nie byłam
Kiedy nadszedł moment przekazywania sobie znaku pokoju wszyscy wierni podeszli do nas .... to był bardzo wzruszający moment .... dla babć- staruszek , które z radością słuchały polskiego języka ale i dla nas
Kościół ma bardzo skromne warunki. Nie zbiera się tam tacy.













A to główna ulica Jaremcze.
W niedzielę rano, ok. 8.00 wyszłam na spacer po mieście ...... z głośników płynęła muzyka, bardzo przyjemna dla ucha ... miasto budziło się do życia w jej rytmie :-)

















Pomnik żołnierza .... nie brakuje ich w każdej miejscowości :-)
















Ciekawa rzeźba, zrobiona na rosnącym drzewie

















Znajome klimaty :-) ale niestety nie znalazłam czasu żeby wdepnąć :-)

















Ławeczka o jakiej marzę, kiedyś była u mojej Babci, teraz taką spotkałam przed ukraińskim sklepem :-)
















Z prawdziwą przyjemnością spotykałam ŁADY, bardzo liczne na ukraińskich ulicach, które w dużym kontraście z luksusowymi autami, z niesłychaną dynamiką poruszały się po, niestety, mocno dziurawych drogach














Na niektórych posesjach pasły się konie .... ku mojemu zadowoleniu koni i krów było tam mnóstwo :-)
















A to moje ulubione zdjęcie .... niedziela, 8.00 rano, konna przejażdżka ....














A to dom Księdza Kazimierza, w którym mieszkaliśmy a przy nim Kaplica, w której modlą się wierni z Jaremczy















Dom położony jest nad rzeką, której szum uspokaja a naga skała nad nią przypomina o tym co niezmienne :-)













Ogród Księdza pomimo końca października był cały w kwiatach ..... w tej okolicy temperatury są nieco wyższe i dłużej jest ciepło :-)















p.s. Ksiądz nie ma gosposi , sam sadzi kwiaty i dba o pokoje dla gości .... dla mnie rewelacja
















A na koniec, bo coś bardzo sie rozwinęłam z tą foto opowieścią, trochę jaremczańskich mostów, których nie mogłam przestać podziwiać ..... bardziej pasowały mi do Italii np. niz do ukraińskich klimatów.










info. z internetu "Największe mosty kamienne"
Zbudowany w Jaremcze nad Prutem w 1894-1896 latach, według projektu inż. Zygmunta Kulki z Politechniki Lwowskiej.
Budowniczym był inż. Stanisław Rawicz-Kosiński.
Most ten miał długość 205 m, wysokość 32 m.
Wyróżniał się wówczas największym przęsłem kamiennym w Europie (rozpiętość przęsła wynosiła 65 m).
Wysadzony w powietrze w 1917 roku przez cofające się wojska rosyjskie, został w latach 1925-1927 odbudowany
z lekką modyfikacją projektu Kosińskiego.
W 1944 roku ponownie został wysadzony przez wojska hitlerowskie. Co ciekawe, Niemcy przewidując potężną eksplozję
polecili miejscowej ludności oklejenie szyb papierami, aby zminimalizować skutki wybuchu.
Po wojnie władze radzieckie postawili nowy, o nieciekawej formie most i Jaremcze straciło swoją wielką atrakcję.




A to równie malowniczy wiadukt, po którym nadal jeździ pociąg :-)






















Jeśli Ktoś dotrwał do końca, to jak zwykle podziwiam ;-) i dziękuję


Pozdrawiam Was bardzo ciepło
W następnym poście będzie świątecznie, bo ja nie tylko w ukraińskich klimatach ;-)


Iwona

sobota, 28 listopada 2015

Ukraińskie klimaty

.... i znowu przerwa dłuższa niż planowałam, ach... starość nie radość, no nie wyrabiam się i już :-)
W ostatnim tygodniu października byłam na wycieczce w ukraińskich Karpatach. To był wyjazd tzw. integracyjny z pracy. Mój szef jest fanem aktywnego wypoczynku i ukraińskich klimatów. Ja jechałam trochę ostrożna, bo prawie każdy komu się pochwaliłam gdzie jadę pytał "Nie boisz się?" ale co tam , do odważnych świat należy!



Pojechaliśmy do miejscowości Jaremcze w obwodzie Iwanofrankowskim, do krainy zwanej Huculszczyzna.Jaremcze, nad rzeką Prut, to takie małe ukraińskie Zakopane :-) oddalone od mojego miejsca zamieszkania jakieś 420 km. Jechaliśmy wynajętym busem. Granice przekroczyliśmy w Hrebenne.Dosyć szybko i sprawnie, obyło się też bez większej kontroli :-)Do Lwowa drogi świetne, nie różniące się od naszych, jechało się dobrze. Dopiero jakiś czas dalej odczuliśmy co miał na myśli właściciel firmy przewozowej który straszył nas dziurami ..... oj, jechało się jak w piosence "na prawo, na lewo, w górę i w dół ..."
Ale my zahartowani w bojach ... :-), wszak pracujemy w tzw. środowisku :-)dojechaliśmy i wróciliśmy też :-) szczęśliwie a co tam zobaczyłam popatrzcie ....



Droga na szczyt o nazwie Chomiak (1542 m)w paśmie górskim Gorgany, które uważane są za jedne z najdzikszych gór w Europie, wiodła przez różne pietra lasu.


















Był piękny, bajkowy mech na którym miało sie ochotę poleżeć :-) a może dojrzeć krasnoludki :-)



















Ostatnie 300 metrów do szczytu to była droga po wielkich, ostrych kamieniach. Te rumowiska skalne lokalnie zwane są gorganami.
(Jakiś czas wcześniej straciłam podeszwę w bucie, więc czułam się jak w balerinach, a właściwie jednej i czułam wszystko jak na bosaka ;-)















Na szczycie Chomiaka stoi figura Matki Boskiej. Kiedy tam dotarliśmy była już nieco ośnieżona.














Zrobiło się zimno, wietrznie i mgliście. Musieliśmy chwilę poczekać i trochę się rozgrzać ;-) aby móc podziwiać cudowne widoki ....







Schodzenie ze szczytu to była prawdziwa uczta dla zmysłów
































Przed wojną było w tych górach ok. 30 schronisk. Dziś już ich nie ma. Jedyne miejsca gdzie można schronić się pod dachem wyglądają mniej więcej tak
















Ich wnętrza są surowe, ale budowniczy pomyśleli o wielu udogodnieniach, jak łózka piętrowe (nawet sienniki się zdarzały), piec, był czajnik, stoły, ołtarzyk ...

























Przed szałasami stały stoły ..... nad urwiskiem kibelek (no nie zrobiłam zdjęcia niestety ;-)


















I potem dalej w dół po ostrej stromiźnie .... a ja w balerinie :-)




















Mijaliśmy piękne, krzywe drzewa ....



















Prawie na dole czekał taki widok .....













i tu już straciłam drugą podeszwę ..... jechałam na moich butach niczym na nartach, tyle że zamiast śniegu było błoto. Do historii tego wyjazdu przejdą moje prawie profesjonalne wyjścia z progu :-), telemarki, podwójne aksle i takie tam akrobacje :-) Dobrze, że na kwaterze miałam drugie buty - nówki nie śmigane ;-)

W planie był tez wyprawa na Howerlę (2061 m,w okresie międzywojennym przez nią przebiegała granica Polski i Czechosłowacji) ale byliśmy średnio zaprawieni w boju . Zostawiamy ją na wiosnę :-)
Byliśmy u jej podnóża, przy schronisku na Zaroślaku (Turbaza Zaroślak). Mi nogi odmówiły posłuszeństwa, więc zostałam na górskim targu a reszta grupy poszła na Połoninę Pożyżewską
Zdjęcia poniżej są więc w większości nie mojego autorstwa ... ale mam zgodę na ich wykorzystanie :-)


































A w tym domu Ktoś mieszka .... Niesamowite , prawda ?















a tak ma za domem ...














A ja na dole raczyła się świetną, ziołową herbatką i ucinałam sobie pogawędkę z sympatycznym starszym panem, który mi ją zaparzył .... takie tam polsko-ukraińskie refleksje przy herbacie :-)






No i oczywiście buszowałam po straganach ...



















czapki do sauny w wielu wzorach i z dowcipnymi napisami

















a tu już świadectwo ogromnego dystansu i poczucia humoru Ukraińców a może ogromnego nielubienia , mówiąc delikatnie,pewnego polityka ;-) .... to papier toaletowy z jego wizerunkiem




















Po małej dawce konsumpcjonizmu zajrzałam do prawie centralnie na targu umiejscowionej kapliczki





















Mogłabym tak jeszcze długo ..... ale ranek blisko :-) mam nadzieję, że Was nie zanudziłam .... jak nie, to z przyjemnością pokażę ciąg dalszy mojego zwiedzania ukraińskich Karpatów w następnym poście - miasteczko Jaremcze

Pozdrawiam cieplutko i dziękuję jeśli Ktoś dotrwał do końca :-)

Iwona