Mam wrażenie, że strasznie dawno mnie nie było (bywałam u Was ale nie u siebie), ach ten czas, gdyby tak na chwilę zwolnił.
Chociaż, i tak myślę, że bardziej jest moim sprzymierzeńcem niż wrogiem :-)
Ostatnio mój czas pochłaniała w dużej mierze praca zawodowa, dlatego każda wolną chwilę strałam sie spędzić z rodziną, dlatego natchnienie mnie opóściło, a właściwie jak nawet było, to noce i tak były za krótkie żeby coś zrobić, napisać.
Pogoda nie zawsze sprzyjała spacerom, ale kiedy tylko było można szłam z Marcelką na spacer,
a kiedy nam się nie chciało to oczywiście ... bociany, kury (jajek z każdym dniem przybywa ), pies i relaks na bosaka (nasz relaks spodobał się także innym i kiedy ktoś do nas przychodził to też ściągał buty i do piachu albo po trawie :-)
Bociany, chyba już zawsze będą mnie fascynować, a dla Marcysi są to najbardziej rozpoznawalne ptaki, które dostrzega nawet wysoko w górze, krzycząc "o Ka!"
W gnieździe są już tylko młode, dla rodziców zrobiło się za ciasno, przez jakiś czas pomieszkiwały na słupie, nieopodal gniazda a teraz wpadają tylko wesprzeć materialnie swój przychówek tj. przynoszą pokarm i znikają. Młode z ogromną determinacja ćwiczą loty. Fruwają już naprawdę dobrze i wysoko. Czasem przysiadają u nas na dachu :-)
Nieuchronnie zbliża się czas odlotu. Jak ja nie lubię pożegnań.
Będzie mi ich brakowało :-(
Ich czas odlotów, to mój czas mentalnego powrotu z wakacji.
A teraz chwila z moją Córeczką, która z każdym dniem staje się coraz bardziej ciekawa świata i coraz bardziej uspołeczniona. Miewa juz czas kiedy potrzebuje towarzystwa, i kiedy sama nawiązuje relacje.
na tych zdjęciach nawiązuje relacje ze śpiącym szczeniakiem sąsiadów :-)
Temat czasu ciągle kołacze się w mojej głowie, to mało wakacyjne, ale sprowokowało mnie do zrobienia nowej branzoletki do starego zegarka.
Inspiracją była biżuteria , która oglądałam podczas urlopu nad morzem.
Branzoletkę uplotłam z mojego ulubionego sznurka - dratwy, który wścibiam gdzie tylko mogę (na zmiane z jutą :-)
Może nie jest specjalnie elegancka ale bardzo naturalna i eko.
A na koniec jeszcze coś w temacie eko.
Kochanie, zróbmy sobie ... misia :-)
p.s. te ciekawe pomysły przesyła mi moja kreatywna koleżanka z pracy- Agatka.
Ja jeszcze nie próbowałam. Szukam odpowiedniej rękawicy :-)
Bardzo serdecznie dziękuję za wszystkie miłe słowa pod poprzednim postem. To balsam na poczucie wartości, które czasami bywa różne.
Nie odpisuje Wam pod moim postem, ale zawsze odwiedzam Was i nawiązuje do komentarza u Was.
Dziekuję także za doping do pisania. Aniu N. to bardzo miłe :-)
Witam moje nowe obserwatorki :-) strasznie mi miło,że jesteście.
Pozdrawiam bardzo serdecznie
i życze Wam pogodnego i radosnego ostatniego tygodnia wakacji !!!!!!!!!!!!!
Iwona
Łączna liczba wyświetleń
144438
poniedziałek, 27 sierpnia 2012
środa, 8 sierpnia 2012
Ptasia inicjacja
Ostatnio u nas dużo się dzieje w ptasich tematach :-)
Kilka dni temu nasze kury, a prznajmnie jedna, osiągnęły wiek dojrzały i zaczęły znosić jajka, tzn. jajko, bo narazie mamy codziennie jedno i to niestety nie w gnieździe, które mój mąż tak ładnie urządził, tylko na ziemi pod kurnikiem. Ale nie ważne gdzie, ważne, że są.
Teraz moge powiedzieć , że czuję się spełnioną hodowczynią kur :-)
A oto nasze pierwsze
A tu jest sprawczyni, ale nie wiemy która to :-)
Nasze kury codziennie wychodzą z kojca, żeby się wybiegać po trawie. Mają wychodne od 19.00 do 21.00 :-)
W niedzielę mieliśmy kolejną ptasią niespodziankę. Bocianie trojaczki poraz pierwszy opósciły gniazdo, na własnych skrzydłach oczywiście.
Dwa z nich swój pierwszy lot zakończyły wprost na domku ogrodowym Marcelki. Poinformował nas o tym nagły hałas. Kiedy wyszliśmy na taras okazało się, że są na nim boćki :-)
Po chwili delikatnie się wycofały, ale nie daleko. Nie były przestraszone, raczej sprawiały wrażenie jakby nas dobrze znały (no, przecież przez ostatnie miesiące bacznie się sobie przyglądaliśmy).
Spędziły u nas ponad godzinę. Niewiele przejmując się naszą obecnością. Siedzieliśmy na tarasie, chodziliśmy, Marcelka bawiła się w swoim domku , Sara przemieszczała się po ogrodzie obserwując je ze spuszczonym łbem, a one jakgdyby nigdy nic spacerowały od czasu do czasu podskakując, żeby sprawdzić swoje nowonabyte umiejętności.
A zza siatki, nieśmiało przyglądał się trzeci z rodzeństwa.
To było ptasio fajne popołudnie!
Pozdrawiam ciepło!
Iwona
Kilka dni temu nasze kury, a prznajmnie jedna, osiągnęły wiek dojrzały i zaczęły znosić jajka, tzn. jajko, bo narazie mamy codziennie jedno i to niestety nie w gnieździe, które mój mąż tak ładnie urządził, tylko na ziemi pod kurnikiem. Ale nie ważne gdzie, ważne, że są.
Teraz moge powiedzieć , że czuję się spełnioną hodowczynią kur :-)
A oto nasze pierwsze
A tu jest sprawczyni, ale nie wiemy która to :-)
Nasze kury codziennie wychodzą z kojca, żeby się wybiegać po trawie. Mają wychodne od 19.00 do 21.00 :-)
W niedzielę mieliśmy kolejną ptasią niespodziankę. Bocianie trojaczki poraz pierwszy opósciły gniazdo, na własnych skrzydłach oczywiście.
Dwa z nich swój pierwszy lot zakończyły wprost na domku ogrodowym Marcelki. Poinformował nas o tym nagły hałas. Kiedy wyszliśmy na taras okazało się, że są na nim boćki :-)
Po chwili delikatnie się wycofały, ale nie daleko. Nie były przestraszone, raczej sprawiały wrażenie jakby nas dobrze znały (no, przecież przez ostatnie miesiące bacznie się sobie przyglądaliśmy).
Spędziły u nas ponad godzinę. Niewiele przejmując się naszą obecnością. Siedzieliśmy na tarasie, chodziliśmy, Marcelka bawiła się w swoim domku , Sara przemieszczała się po ogrodzie obserwując je ze spuszczonym łbem, a one jakgdyby nigdy nic spacerowały od czasu do czasu podskakując, żeby sprawdzić swoje nowonabyte umiejętności.
A zza siatki, nieśmiało przyglądał się trzeci z rodzeństwa.
To było ptasio fajne popołudnie!
Pozdrawiam ciepło!
Iwona
piątek, 3 sierpnia 2012
ZBN
Mało jestem natchniona ostatnio, mało też robię, albo inaczej, mało widoczne są efekty mojej pracy.
Myślę, że część z Was może mieć to co ja - Zespół Braku Natchnienia, bo mało Was w blogowym świecie. Tym bardziej chwalę i podziwiam te osoby, które coś ciekawego napiszą, a jeszcze bardziej te, które coś twórczego robią. Z przyjemnością zaglądam na Wasze blogi i staram się natchnąć do działania.
Ach, gdyby jeszcze można było dobę rozciągnąć, chociaż z 5 godz. Tyle rzeczy w mojej domowej graciarni czeka na swoje drugie życie.
Czasem sobie myślę, że może nie koniecznie trzeba wyrabiać 300% normy, może przez jakiś czas dać na luz i chłonąć rzeczywistość, tą fajną , kolorową - moja Marcelka coraz więcej umie, robi i rozumie, zaznacza swoją przestrzeń odpychając moje, wydaje mi sie , pomocne ręce i mówiąc "sama", przygląda i dziwi się światu, mówiąc "o je",
i tą prozaiczną, powszednią, czasami mało wygodną - w polu kończą się żniwa, nadgorliwi już orzą,
niektóre mamy kupują ksiązki do szkoły i boleśnie zwiastują koniec laby (wróć! jeszcze miesiąc przecież)moi klienci przeżywają dramaty, czasem troche na własne życzenie, tracą dzieci, partnerów, sens podnoszenia się do pionu.
A ja, czasem przeklinam moją wrażliwość i refleksyjność.
A co tam ...
Kończę te słodko-gorzkie przemyślenia i z pełna świadomością biorę się za kreowanie swojej codzienności :-)
Z moich doświadczeń wynika, że na ZBN pomaga:
- czytanie twórczych blogów, i kontakt z pozytywnie nawiedzonymi osobami;
- obserwacja małych dzieci, jak kombinują z różnymi przedmiotami;
- pyranie w SH;
- wicie wianków;
- robienie i degustowanie nalewek :-)
p.s. to moja świeżo zrobiona nalewka z wiśni
A Wam co pomaga na ZBN?
A na koniec bociania sesja :-)
Trojaczki bardzo urosły i już ćwiczą jak poderwać się do lotu.
Do zdjęć pozowały bez podskakiwania :-)
Słoneczne pozdrowienia!
Myślę, że część z Was może mieć to co ja - Zespół Braku Natchnienia, bo mało Was w blogowym świecie. Tym bardziej chwalę i podziwiam te osoby, które coś ciekawego napiszą, a jeszcze bardziej te, które coś twórczego robią. Z przyjemnością zaglądam na Wasze blogi i staram się natchnąć do działania.
Ach, gdyby jeszcze można było dobę rozciągnąć, chociaż z 5 godz. Tyle rzeczy w mojej domowej graciarni czeka na swoje drugie życie.
Czasem sobie myślę, że może nie koniecznie trzeba wyrabiać 300% normy, może przez jakiś czas dać na luz i chłonąć rzeczywistość, tą fajną , kolorową - moja Marcelka coraz więcej umie, robi i rozumie, zaznacza swoją przestrzeń odpychając moje, wydaje mi sie , pomocne ręce i mówiąc "sama", przygląda i dziwi się światu, mówiąc "o je",
i tą prozaiczną, powszednią, czasami mało wygodną - w polu kończą się żniwa, nadgorliwi już orzą,
niektóre mamy kupują ksiązki do szkoły i boleśnie zwiastują koniec laby (wróć! jeszcze miesiąc przecież)moi klienci przeżywają dramaty, czasem troche na własne życzenie, tracą dzieci, partnerów, sens podnoszenia się do pionu.
A ja, czasem przeklinam moją wrażliwość i refleksyjność.
A co tam ...
Kończę te słodko-gorzkie przemyślenia i z pełna świadomością biorę się za kreowanie swojej codzienności :-)
Z moich doświadczeń wynika, że na ZBN pomaga:
- czytanie twórczych blogów, i kontakt z pozytywnie nawiedzonymi osobami;
- obserwacja małych dzieci, jak kombinują z różnymi przedmiotami;
- pyranie w SH;
- wicie wianków;
- robienie i degustowanie nalewek :-)
p.s. to moja świeżo zrobiona nalewka z wiśni
A Wam co pomaga na ZBN?
A na koniec bociania sesja :-)
Trojaczki bardzo urosły i już ćwiczą jak poderwać się do lotu.
Do zdjęć pozowały bez podskakiwania :-)
Słoneczne pozdrowienia!
Subskrybuj:
Posty (Atom)