Za oknem, jak dla mnie, trzaskający mróź tj. -13 stopni. Poocieplałam sianem bude Sary i domek naszego królika Myjkiego. Z wielkim smutkiem myślę gdzie teraz jest Benek. Coś mi mówi, że ten mały drań żyje. Dalej go szukam, odwiedzam schroniska dla zwierząt, wysyłam maile.
Na większości blogów, nostalgiczna, romantyczna i "anemiczna" ale piękna zima. Ja też z Marcelką podglądam ją w naszej oklolicy.
W taką pogodę aż się prosi, żeby coś upiec. Żeby w domu pachniało i przywodziło na myśl słońce i ciepło.
Wyrwałam z dnia trochę czasu i piekłam chleb. Marcelka mi asystowała w poszczególnych fazach, bo trzeba o nim myśleć cały dzień i obdarzać go uwagą co kilka godzin. Przepis dała mi mama, a ona podpatrzyła go w jakimś programie kulinarnym.
Marcelince najbardziej pasowala faza "znęcania sie fizycznego" tj. uderzania chlebem o stolnicę, ubijania i ugniatania.
Chleb
Robimy zakwas:
- 30 dkg mąki
- woda
- 1/4 łyżeczki drożdży (ja robię ze sproszkowanymi)
Zakwas ma miec konsystencję śmietany; odstawiamy w ciepłe miejsce na kilka godz.
Robimy ciasto:
- zakwas
- 40 dkg mąki
- 1/2 szklanki wody
- 1 i 1/2 łyżeczki drożdży
- 2 łyżeczki soli
Ciasto wyrabiamy i wybijamy na stolnicy (to jest faza znęcania się ); odstawiamy na 40 min; kilka razy składamy ciasto na pół i gnieciemy rękami; zostawiamy na 1 godz.; potem wkładamy do nagrzanego piekarnika, najlepiej na kamień szamotowy (ja mam cegłę ze starego pieca - nagrzewam ją w piekarniku i na nią kładę chleb; po wyjęciu chleb sobie na niej ostyga)
Do chleba dodajemy zależnie od preferencji: mak, pestki słonecznika, sezam itp. co kto lubi :-)
A to efekt końcowy.
Najlepszy jest ze smalcem domowym i ogórkiem.
Nie zrobiłam zdjęcia. Zjedliśmy :-)
Pomimo calego zmęczenia , o którym ciagle gadam i może dlatego ono się pogłębia, nie mogę sobie odmówić rękodzieła :-)
Kiedyś zaczęłam odnawiać wieszak, który znalazłam w komórce (śmiesznie, bo czasem zapominam, że komórka to nie tylko telefon) po mojej babci,
a teraz nocna porą skończyłam.
A efekt jest taki ...
Trochę kiepskie zdjęcia :-(
Pozdrawiam wszystkich serdecznie i miłego weekendu!
Na większości blogów, nostalgiczna, romantyczna i "anemiczna" ale piękna zima. Ja też z Marcelką podglądam ją w naszej oklolicy.
W taką pogodę aż się prosi, żeby coś upiec. Żeby w domu pachniało i przywodziło na myśl słońce i ciepło.
Wyrwałam z dnia trochę czasu i piekłam chleb. Marcelka mi asystowała w poszczególnych fazach, bo trzeba o nim myśleć cały dzień i obdarzać go uwagą co kilka godzin. Przepis dała mi mama, a ona podpatrzyła go w jakimś programie kulinarnym.
Marcelince najbardziej pasowala faza "znęcania sie fizycznego" tj. uderzania chlebem o stolnicę, ubijania i ugniatania.
Chleb
Robimy zakwas:
- 30 dkg mąki
- woda
- 1/4 łyżeczki drożdży (ja robię ze sproszkowanymi)
Zakwas ma miec konsystencję śmietany; odstawiamy w ciepłe miejsce na kilka godz.
Robimy ciasto:
- zakwas
- 40 dkg mąki
- 1/2 szklanki wody
- 1 i 1/2 łyżeczki drożdży
- 2 łyżeczki soli
Ciasto wyrabiamy i wybijamy na stolnicy (to jest faza znęcania się ); odstawiamy na 40 min; kilka razy składamy ciasto na pół i gnieciemy rękami; zostawiamy na 1 godz.; potem wkładamy do nagrzanego piekarnika, najlepiej na kamień szamotowy (ja mam cegłę ze starego pieca - nagrzewam ją w piekarniku i na nią kładę chleb; po wyjęciu chleb sobie na niej ostyga)
Do chleba dodajemy zależnie od preferencji: mak, pestki słonecznika, sezam itp. co kto lubi :-)
A to efekt końcowy.
Najlepszy jest ze smalcem domowym i ogórkiem.
Nie zrobiłam zdjęcia. Zjedliśmy :-)
Pomimo calego zmęczenia , o którym ciagle gadam i może dlatego ono się pogłębia, nie mogę sobie odmówić rękodzieła :-)
Kiedyś zaczęłam odnawiać wieszak, który znalazłam w komórce (śmiesznie, bo czasem zapominam, że komórka to nie tylko telefon) po mojej babci,
a teraz nocna porą skończyłam.
A efekt jest taki ...
Trochę kiepskie zdjęcia :-(
Pozdrawiam wszystkich serdecznie i miłego weekendu!