... to pewnie odżywiałabym się samym pomarańczowym :-)żeby poradzić sobie ze zmęczeniem, czasami zniechęceniem, albo brakiem snu.
To dziwne i ciekawe ale im dłużej nie piszę na blogu tym bardziej mam poczucie,że nie wiele mam do powiedzenia. I zaraz włącza mi się mój wewnętrzny buntownik, no jak to ... przecież nie jest tak, że nic nie robię , nie przeżywam, nie doświadczam ...
A może w swojej miłości do pracy zabrnęłam już tak daleko, że mam większą potrzebę słuchania niż mówienia, albo mój perfekcjonizm bierze górę i kiedy robię zwyczajne rzeczy to nie widzę potrzeby mówienia o nich, pokazywania i wreszcie trzecia ewentualność - moje ulubione "jakoś tam będzie" słowo - plasterek na wszystkie moje niedomagania i bolączki, na braki i nieobecności, słowo, które mnie rozgrzesza i usprawiedliwia a którego nie miałabym odwagi powiedzieć komuś innemu,
komuś kto właśnie jakoś tam żyje i ma już tego dość, i boi się tego co nie znane i bardzo potrzebuje klarownego, uporządkowanego scenariusza czyli wiedzieć dokładnie kiedy i co będzie się dziać. Moje życie, moja praca jest tak nie przewidywalna, że chyba pewne jest tylko to że muszę płacić rachunki :-)
Jak widzicie, do wszystkiego można dorobić teorię :-) do braku zorganizowania też :-)
A u mnie ...
- pogodziłam się już z obecnością jesieni, nawet lubię długie wieczory , bo bierzemy z Marcysią latarkę i idziemy połazić po wsi, i mgliste poranki, bo kiedy szepcze sobie w samochodzie w drodze do pracy pacierz, to czuje się jak w chmurach :-)
(na tym zdjęciu jest ptasi sejmik przerwany przez nas ...niestety)
- nadal gromadzę rzeczy, które stoją, leżą i wiszą w kolejce do drugiej szansy, i ciągle sobie obiecuję, że dziś w nocy tj. między 1.00 a 2.00 (wtedy mam czas tylko dla siebie) coś przynajmniej przemaluje .... i nadal nic :-)
w przeciwieństwie do mojego M , który po akcji "Kredens" zajął się budowaniem kominka i już za chwilę zniknie prawie całkowicie zasiedziały w salonie od 2 lat wkład kominkowy i usłyszę hasło ... "odpalamy!"
a na razie wygląda to tak ...
- w dalszym ciągu z zainteresowaniem śledzę mocno zhierarchizowane życie moich kur i cieszę się codziennym jajkobraniem :-) i kiedy tylko mogę to spaceruję i uparcie wyszukuje dowody na to, że zima będzie lekka :-)
- ładowałam akumulatory w Zakopanem i oprócz zapasu sera (wszystkie rodzaje spod Gubałówki :-) przywiozłam sobie zakwasy w nogach, co znowu mi potwierdziło, że zapomniałam dbać o swoją kondycję , ale ... jakoś tam będzie :-)
Wam oczywiście życzę, żeby było jak najlepiej :-)
Dziękuję za wszystkie komentarze pod poprzednim postem, szczególnie za zainteresowanie moi włosami :-)
Pa, pa
Iwona