Łączna liczba wyświetleń

czwartek, 8 sierpnia 2013

Pourlopowe refleksje


Bardzo lubię swoją pracę zawodową, co ja mówię lubię, ja nie wyobrażam sobie, żebym mogła robić w życiu coś innego, więc kiedy ostatnio moja koleżanka zwierzyła mi się, że ona swojej, tzn. naszej wspólnej bardzo nie lubi i byłaby szczęśliwa gdyby nie musiała tu pracować, pomyślałam sobie, że musi być bardzo zmęczona i przez to bardziej skupiona na innych niż na sobie i swoich potrzebach.
A w naszej pracy o to nie trudno, kiedy codziennie przez kilka godzin tylko słuchasz o problemach innych zapominasz, nie chcesz już, nie masz czasu i siły wsłuchać się w siebie.



Myślę, że urlop jest takim czasem kiedy łatwiej nam usłyszeć siebie i bez większego, albo w ogóle bez,poczucia winy podążać za swoimi potrzebami, pragnieniami, pasjami.
I wiem już, że nie chodzi tu nawet o wyjechanie poza dom i zostawienie swoich obowiązków życzliwym, choć wtedy najłatwiej iść za sygnałami jakie daje nam ciało i psychika, ale chodzi o fakt uświadomienia sobie, że nie muszę rano wstawać, być na czas, w makijażu, w ubraniu, które wzbudza zaufanie, z umysłem otwartym na słuchanie i reagowanie.


Mój urlop miał dwa etapy :-) Ten domowy, kiedy bez ciśnienia dokańczałam sprawy gospodarsko - rodzinne i ten wyjazdowy, kiedy mogłam się prawie oderwać od spraw domowych.Prawie, bo kto ma zwierzaki ten wie, że jednak myśli krążą koło zagrody nawet jak fizycznie ich nie doglądamy.




Mazury. Region, który kocham i do którego zawsze chętnie wracam. To dla mnie miejsce, w którym wszystkie mniej istotne sprawy przestają na kilka dni istnieć, a ja jestem z moimi bliskimi i szczególnie blisko siebie.


Fajnie jest tak przez jakiś czas nie musieć, no prawie nie musieć, bo przy małym dziecku, aż tak komfortowy stan nie istnieje :-)
Ale jednak z dala od zgiełku i komercji, łatwiej robić coś w zgodzie ze sobą, dać odpocząć ciału od zbędnego bagażu wyprasowanych ciuchów i kosmetyków a głowie od natrętnych myśli - co dziś kupić?, co ugotować?.
Ot po prostu w dresikach idziesz sobie do restauracji( koniecznie z kącikiem zabaw dla dzieci :-)i niczym Mistrzyni Gesler konsumujesz i w myślach, albo i nie, wyrażasz wątpliwości kiedy dokładnie to ugotowano? bo , że odgrzewane, to każdy kto zwraca uwagę,na to co je to się domyśli.


















Ale odżywianie to jeden maleńki składnik naszego bytowania :-) i jak nie w restauracji ( choć spotkałam, też wyjątkowe jak bar w Rucianym- Nidzie, gdzie właściciel serwował najlepszą na świecie pomidorową z domowymi kluskami)to można nadal czerpać przyjemność z własnego gotowania :-)



"Marcelko, słyszysz jaka cisza" - powiedziałam do mojej 2-letniej córeczki, która mi przytaknęła :-)
Chyba bardzo tego potrzebowałam.
I co z tego, że pogoda była kiepska i główną rozrywką nad wodą było karmienie kaczek, cisza i spokój wprowadzały w nastrój takiego błogostanu, że i bez słońca było pogodnie. A uszy, oczy i nos przyśpieszały produkcję endorfin i czułam się naprawdę szczęśliwa.





To na co patrzyłam w malutkiej części pokazuję wam na zdjęciach.
Pierwsze dwa zdjęcia jezioro Nidzkie, po którym pływaliśmy statkiem.
Kolejne zdjęcia pochodzą z pobytu w Galindii w miejscowości Iznota k/Mikołajek (cudowne miejsce, bardzo polecam odwiedzenie), a dwa ostatnie Leśniczówka Pranie. Dźwięków niestety nie utrwaliłam.
Strasznie żałuję, że ,jeszcze, technika nie pozwala na utrwalanie i udostępnianie zapachów bo z wielka przyjemnością poczęstowałam bym was zapachem kwiatów przy drodze do Leśniczówki Pranie. Dla mnie to był niezapomniany zapach.

















Staraliśmy się, żeby nasza Marcysia doświadczała różnych, jak najmniej komercyjnych, przyjemności - na zdjęciu poniżej czytam jej wiersze Gałczyńskiego w amfiteatrze przy Leśniczówce. Naprawdę jej to pasowało :-)
















No i czas zejść na ziemię i wrócić do codzienności, która po urlopie jest też całkiem fajna, bo oglądana świeżym, muśniętym nowymi doświadczeniami spojrzeniem.


Pozdrawiam Was bardzo ciepło i życzę wielu chwil, które pozwolą na wsłuchanie się w siebie :-)
Uściski!

Iwona