Łączna liczba wyświetleń

niedziela, 28 października 2012

Spóźniony jesienny post

Trochę się spóźniłam z tym postem, ale kto mógł przypuszczać (prócz meteorologów oczywiście), że zima tak nas zaskoczy. Ledwie zaczęłam lubieć jesień a już za oknem biało, ciapowato i najlepiej nie wychodzić jak się nie musi.
Ale pomyślałam, że jednak uraczę siebie i Was jesiennymi refleksjami.



Zeszłej niedzieli wybrałyśmy się z Marcysią na spacer do pobliskiego parku, który w czasach PRL-u był miejscem wypoczynku nas wodą dla okolicznych mieszkańców,a teraz kiedy wszystko co można było rozebrać i rozkraść już wytrzebiono, zostały tylko piękne , stare drzewa, które dają cień miejscowym i pozamiejscowym smakoszom tanich trunków.



Uwielbiam spacery. Myślę, że to miejsce na rozmowy i refleksje na które na codzień nie zawsze mamy czas.
Kiedy spaceruję sama lubię "udawać", że jestem gdzieś pierwszy raz, że nie znam tego otoczenia. Wtedy próbuje patrzeć na moją okolice jak ktoś zupełnie obcy i zastanawiam się, czy mogłaby kogoś oczarować, co mogłoby zrobić wrażenie, jakie uczucia budzi ...


Kiedy spaceruję z moją córeczką zwracam uwage na wszystko wokół, mówię zobacz jakie chmurki, słońce, leci samolot (ona już wie, że zawsze mówimy "pa pa"; że pozdrawiamy pilota i tych którzy z nim lecą, bo ja też kiedy byłam mała tak pozdrawiałam).
Staram się nie przechodzić obojętnie obok pięknego kwiatka, cykającego świerszcza, dużego drzewa, zasianego pola. Mówię jej o wszystkim co przyciąga moją uwagę, bo chcę, żeby była uważna, żeby umiała patrzeć, zachwycać się, dziwić. Bo chcę, żeby nie była obojętna.
Chcę żeby była wrażliwa i umiała dostrzegać piękno, cieszyć się i wzruszać, bo wtedy świat staje się bardziej przyjazny.


Nasze spacery, i ten również, są wyjątkowe, bo może dotykać, próbować, biegać, przewracać się, brudzić, bo wtedy i ja mogę robić to wszystko. Bo fajnie jest oderwać się od dorosłości, od poważnych i nie zawsze zrozumiałych słów i poprostu sobie być ...









Och, to był super spacer :-) a ta dzisiejsza plucha :-( ble, ble

Ale ... w takie dni tym bardziej trzeba budzić swoje wewnętrzne dziecko i wymyślać cuda-wianki, żeby się pociecha nie nudziła.
My z Marcyśką zbudowałyśmy domek z koca, w środku troche poduszek i lale oczywiście, noi jak w przypadku mojej córci gazety, a szczególnie jej ulubiona Weranda Country





a pies czytał przez okno :-)



Było refleksyjnie a teraz będzie trochę roboczo
- zmalowałam szyldzik w okolice drzwi do WC

przed (to był element do słupka ogrodzeniowego - moja rodzina produkuje ogrodzenia kute)



po



teraz już każdy nasz gość trafi do tego przybytku :-)


noi trochę mniej prozaicznie
- wydziergałam kolejne korale (w nocy oczywiście :-)



może tu będzie lepiej widać?




Spotkała mnie też fajna niespodzianka, i znowu poczułam sie trochę jak dziecko :-)
wygrałam Candy u Krysi w Sowizdrzał Świętokrzyski http://sowizdrzal.blogspot.com


Wygrałam piękne obrazki wykonane przez Krysię i jej męża :-)



Portret kota podbił serce Marcyśki, oczywiście twierdzi, że to jest nasz Fifi :-)

Przyfrunął do nas też motyl - nagroda główna, w ślicznej niebieskiej oprawie,dzięki czemu wkąponował się w naszej sypialni




Krysiu, dziękuję Ci bardzo, jest mi naprawdę miło :-)

Bardzo się dzisiaj rozgadałam, rozpisałam, kto dotrwał do końca jest mocny :-)

Dziękuję Wszystkim za bardzo miłe i mądre komentarze pod ostatnim postem, to dla mnie bardzo ważne i budujące.

Pozdrawiam cieplutko i życzę Wam dobrego, nie zimowego, tygodnia!


Iwona















czwartek, 18 października 2012

Niebezpieczeństwo spełnionych marzeń

Ktoś kiedyś powiedział "Uważaj o czym marzysz, bo marzenia sie spełniają".
Spotkałam ostatnio kogoś kogo dopadły spełnione marzenia. Tak, tak "dopadły", bo marzyć też trzeba umieć a właściwie być gotowym na to co nastąpi kiedy już się spełnią. To może dziwne i troche przewrotne, ale nie zawsze kiedy już mamy to za czym tak bardzo tęskniliśmy to nadal czujemy, że było nam to potrzebne do prawdziwego szczęścia. Czas płynie, zmieniamy się, nasze potrzeby i możliwości ewaluują, przystosowujemy się do tego co mamy i kiedy nagle okazuje się, że dostajemy to co kiedyś było tylko marzeniem okazuje się, że nie umiemy tym się cieszyć, że już tak poukładaliśmy nasze dole i niedole, tak mocno obrośliśmy w egoizm i tak sprawnie przemykamy poprzez to co przynosi każdy dzień, że trudno nam wpasować to spełnienie w naszą obecną rzeczywistość.







Pewnie brzmi to dosyć smutno, ale nie jest tak do końca.
Warto stawiać czoła spełnionym marzeniom, odnaleść siebie z tamtego czasu, przypomnieć sobie i innym po co, dlaczego i jak bardzo chcieliśmy właśnie tego i uwierzyć, że Ktoś tam na górze dobrze wiedział co robi wybierając właśnie to miejsce i ten czas.
I uwierzyć, że jest na to miejsce w naszym życiu, i nie bać się przyszłości ... bo przecież marzenia się spełniają





I znowu niestety przez ogrom pracy zawodowej i domowej, ciągłe przeziębienia i zbyt krótkie dni nie zrobiłam nic fajnego co mogłabym Wam pokazać, a właściwie zrobiłam jedną rzecz ale ona jest tak prozaiczna, że nijak nie pasuje do tego posta :-)

Z wielką przyjemnością zaglądam na Wasze blogi :-)

Pozdrawiam bardzo ciepło
i zapewniam, że podczas pisania tego posta nie ucierpiały żadne
spełnione marzenia :-)

Iwona

środa, 3 października 2012

Korale na jesień i nowy mieszkaniec Łąkowa

I znowu długo mnie nie było, ale co tu tłumaczyć, niestety nie wyrabiam się z pracą i ... chyba potrzebuje więcej snu, tzn. więcej niż 5 godzin :-)
Na dworze jesień w całej rozciągłości, mieni się kolorami, zachęca do patrzenia, choć nie zawsze do wychodzenia z domu


Jesień i zima, to bardzo wymagająca pora dla mam małych dzieci. Trzeba będzie się nieźle nawymyślać zabaw domowych - takich, żeby dziecko nie stało z nosem przy szybie dając znać, że pomimo pluchy chce na dwór i takich , żeby nie zwariować i żeby jeszcze jakieś sprzęty w domu ocalały do wiosny. Ale póki co jeszcze sporo spacerujemy. A ostatnio po "skarby jesieni"




Kasztany służą nam do różnych celów:
- jako dekoracja, kiedy Marcysia śpi
- jako tło do przeracania się, ślizgania i pływania
- jako amunicja do robienia "baaa" (rzucania) do koszyka

To juz jest trening mojej kreatywności na niepogodę :-)





Uruchomiłam tez kreatywność w kierunku zrobienia czegoś dla siebie - milutkiego, przytulnego i ozdobnego na jesienne chłody

Tadam.... oto moje dziergane korale




Od razu sie trochę wytłumaczę, że pomysł nie mój tylko zauważony na koleżance a ona podobno z sieci odgapiła.
Ale wykonanie całkowicie moje. Technika prościutka (jedna z dwóch mi znanych) czyli łańcuszkiem na szydełku. Materiał - włóczka typu bucle (jeśli tak się pisze?)
Co dziennie przez kilka dni po pół godziny dziergania. Mozna sie wyciszyć i co nie co przemyśleć, np. co będę musiała robić jak minie to pół godziny :-) Noi jest - wyrób ekologiczny, ciepły i tani sposób na biżuterię (jak kolwiek to brzmi - biżuteria :-)
Zachęcam. Ja już robię następne z dłuższego łańcuszka :-)



No a na koniec chciałam Wam przedstawić nowego mieszkańca Łąkowa, który podbił serce mojej córeczki




Fifi vel Fifek

Fifi - bo na razie Marcelce najlepiej wychodzą 2 sylaby
a Fifek jak już będzie lepiej mówiła :-)


Fifi jak na dachowca przystało leżakuje na dachu szopy. Tam też chroni się przed Sarą, która obdarza go uczuciami prawie matczynymi i liże kiedy tylko go dogoni.


Fajnie jest mieć liczną trzódkę. Moja Córcia bawi się ze zwierzakami, ale też uczy się o nie dbać - z wielką ochotą nosi jedzenie i dokarmia. A ostatnio nawet degustowała z kotem jego sucha karmę :-)




Noi zupełnie na koniec
- Dynia Terminator!!!!!!!!!!!!


... sprytnie uzbrojona w siatkę, albo chciała prysnąc z działki :-)

Pozdrawiam bardzo ciepło i jesiennie!

Iwona