Kilka dni temu wróciłam do pracy zawodowej, po prawie 14- miesięcznej przerwie spowodowanej problematyczną ciążą i już szczęśliwym macieżyństwem. Cieszę się z tego, choć wcale nie jest to łatwa organizacyjnie sytuacja. Na szczęście mam cudownych bliskich i kiedy ja ratuję zbłąkane dusze mój mąż i moja mama na zmianę zajmują się Marcelką. Poza tym już sprawdziłam, że mama która pracuje zawodowo, jest mniej sfrustrowana, i raczej, wbrew pozorom wyrabia się ze wszystkim.
Pozdrowienia od Marcelki, która właśnie przygotowuje się do czytania :-)
Na Mikołaja dostałam od męża m.in. bardzo orginalny prezent - kilka metrów juty.
Przy pomocy mamy, bo ja niestety jeszcze nie szyję, powstały z niej poszewki na poduszki. Ozdobiłam je szydełkowymi serwetkami, które namiętnie kupuję w ciuchlandach.
Pozdrowienia od Marcelki, która właśnie przygotowuje się do czytania :-)
Na Mikołaja dostałam od męża m.in. bardzo orginalny prezent - kilka metrów juty.
Przy pomocy mamy, bo ja niestety jeszcze nie szyję, powstały z niej poszewki na poduszki. Ozdobiłam je szydełkowymi serwetkami, które namiętnie kupuję w ciuchlandach.
Kiedy byłam w ciąży, i niestety musiałam dużo czasu spędzać w pozycji leżącej, rozpoczęłam proces ocieplania czarnych, skórzanych kanap i wydziergałam kolorowe narzuty.
Zrobiłam je na bardzo grubym szydełku, techniką - chyba półsłupki (umiem tylko tak :-) A materiał do ich wykonania to stare bawełniane podkoszulki, które częściowo zebrałam po rodzinie, a częściowo mama znosiła mi z ciuchlandów - skarbnicy cudów wszelakich ! Cięłam je na paski, wiązałam, zwijałam w kulki i przerabiałam na narzuty. Kolory nie przypadkowe - cieplutkie, wesołe i pojawiające się w naszym salonie. Uratowałam od "zeszmacenia" podkoszulki i ociepliłam zimne kanapy :-)
A na koniec o końcu pewnego kultowego dla mojego miasta miejsca - restauracji, jakich kiedyś było wiele "...iczanka". Była w moim mieście od początku, tj. kilkadziesiąt lat. Trochę się zmieniała, ale generalnie trwała na straży PRL-owego stylu. Miała nakrycia z logo Społem, na ścianie Złotą Patelnię i Panią Zosie w białym fartuszku. Słynęła z pierogów i zimych zakąsek do wódeczki. Z powodzeniem można tam było nakręcic drugą część Misia. Była czymś zawsze obecnym, tak oczywistym, że z czasem przestaliśmy ją zauważać i do niej wstępować. Jeszcze tylko mężczyźni, starzy opozycjoniści, emerytowani ludzie ze stali, którą kiedyś żył podupadły Zakład, wpadali tam na wódeczkę.
Ale niestety, niedoczekała się "kuchennych rewolucji" i kilka dni temu na drzwiach zawisła kartka - Likwidacja. Wyprzedaż.
Przyszło wiele osób, głównie tych dojrzałych, pamiętających.
Na pamiątke kupowali wysłużone naczynia, wspominali, opowiadali historie z tego miejsca, ściskali personel i życzyli wszystkiego dobrego. To były dziwne i niesamowite emocje. Jakby pożegnanie. Znowu coś się skończyło ...
I ja tam byłam
poduszki mają folkowy klimat. świetny pomysł z zastosowaniem serwetek.
OdpowiedzUsuńzawsze, gdy coś się kończy są emocje, smutek.
jak przeżyłaś powrót do pracy?
mnie to także czeka i nie wiem jak sobie poradzę zostawiając Emilię...
Nie było tak źle. Owszem pierwszego dnia cały czas myślałam i mówiłam o Marcelce, miałam ochotę co chwila dzwonić, ale mama mi nie pozwoliła :-) A tak wogóle to naprawdę myślę, że, jak sobie poradzisz z rozłąką, to spełnienie w pracy procentuje w domu. Ja mam wrażenie, że jestem fajniejsza jak wrócę, i bardziej chce mi sie bawić z Marcelą.
OdpowiedzUsuńBuziaki!
Oba pomysły świetne. Kiedyś myślałam o takich podusiach, ale nie potrafiłam przeskoczyć krochmalenia tych serwetek po praniu. A może to nie jest konieczne. Masz rację Iwonko, ze praca uskrzydla kobietę pod warunkiem, że nie wraca z niej styrana fizycznie. Ja miesiąc temu znalazłam pracę po dłuższym bezrobociu i jest we mnie więcej życia i lepiej zorganizowany dom. Dziecko zostawione pod dobrą opieką to serce mamy spokojne. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńMysia
OdpowiedzUsuń- ja zapomniałam wykrochmalić serwetki i poprostu je przyszyłam.
Ja chyba jestem pracoholiczką, do tej przerwy pracowałam 13 lat, i tak naprawdę to pomimo odpowiedzialnego oczekiwania a potem wielkiej radości z Marcelinki, strasznie tęskniłam za pracą. My kobiety jesteśmy genialne - im mniej mamy czasu tym więcej jesteśmy w stanie zrobić :-) Pozdrawiam cieplutko!
Iwonko, Marcelinka to prawdziwa ślicznotka.
OdpowiedzUsuńPomysł na poduchy i narzutę świetny. te pocięte podkoszulki...nie wpadłabym na taki pomysł :-)
Czas spędzony z malutką w domu szybko zleciał.
Buziaki
zależy od dnia, niekiedy Emilia nie wymaga dużo mojej uwagi wtedy, mam czas na wszystko.
OdpowiedzUsuńa bywają dni, kiedy 100% uwagi Małej, a wtedy się bawimy między drzemkami (3*30 min).
czekam na Twój kolaż :)
MariaPar
OdpowiedzUsuń- dziękuję bardzo za miłe słowa. Na początku wydawało mi się , że macieżyński trwa tak długo, a zleciało nawet nie wiem kiedy.
Córka
- dobrze znam takie dni na 100% uwagi, dzisiaj mam taki. Super, że znajdujesz czas dla siebie, na swoje pasje. Emilka kiedyś to doceni. Muszę spróbować zrobić kolaż, ale jestem jeszcze trochę, albo bardzo, zielona w blogowaniu.
Kochane, pozdrawiam Was bardzo ciepło!
powodzenia w życiu zawodowym i rodzinnym:)
OdpowiedzUsuńwiem jak ciężko wrócić do pracy, w maju przeżywałam to samo!
piękne podusie wyczarowałaś:)
pozdrawiam z Kuźni Upominków:)
Grodzia
OdpowiedzUsuń- witaj w moim Łąkowie, cieszę się, że mnie odwiedziłaś. To prawda, nie łatwo zostawić dzidzie. To był pięny czas, z którego już widzę, że będę czerpać w pracy. Jestem teraz na innym poziomie wrażliwości :-)
Pozdrawiam bardzo ciepło!
Dziękuję serdecznie, pozdrawiam.papa
OdpowiedzUsuńAnioły Anielki
OdpowiedzUsuń- witam w Łąkowie i pozdrawiam!